Polecamy w tym tygodniu
Henryk Sienkiewicz - Janko Muzykant
- Drukuj
- Lektury szkolne
- 491 czytań
- 0 komentarzy
Henryk Sienkiewicz - Janko Muzykant
Chudy był zawsze i opalony, z brzuchem wydętym, a zapadłymi policzkami; czuprynę Bieda
miał konopną, białą prawie i spadającą na jasne, wytrzeszczone oczy, patrzące na świat,
jakby w jakąś niezmierną dalekość wpatrzone. W zimie siadywał za piecem i popłakiwał
cicho z zimna, a czasem i z głodu, gdy matula nie mieli co włożyć ani do pieca, ani
do garnka; latem chodził w koszulinie przepasanej krajką i w słomianym „kapalusie”,
spod którego obdartej kani spoglądał, zadzierając jak ptak głowę do góry. Matka, biedna
komornica, żyjąca z dnia na dzień niby jaskółka pod cudzą strzechą, może go tam i kochała
po swojemu, ale biła dość często i zwykle nazywała „odmieńcem”. W ósmym roku chodził
już jako potrzódka za bydłem lub, gdy w chałupie nie było co jeść, za bedłkami do boru.
Że go tam kiedy wilk nie zjadł, zmiłowanie Boże.
Był to chłopak nierozgarnięty bardzo i jak wiejskie dzieciaki przy rozmowie z ludźmi Artysta, Dziecko
palec do gęby wkładający. Nie obiecywali sobie nawet ludzie, że się wychowa, a jeszcze
mniej, żeby matka mogła doczekać się z niego pociechy, bo i do roboty był ladaco. Nie Muzyka
wiadomo, skąd się to takie ulęgło, ale na jedną rzecz był tylko łapczywy, to jest na granie.
Wszędzie też je słyszał, a jak tylko trochę podrósł, tak już o niczym innym nie myślał.
Pójdzie, bywało, do boru za bydłem albo z dwojakami na jagody, to się wróci bez jagód
i mówi szepleniąc:
— Matulu! Tak ci coś w boru „grlało”. Oj! Oj! ...
Info
Format plików: PDF, EPUB
Ilość stron: 9
Wielkość plików: 1,3 MB
Chudy był zawsze i opalony, z brzuchem wydętym, a zapadłymi policzkami; czuprynę Bieda
miał konopną, białą prawie i spadającą na jasne, wytrzeszczone oczy, patrzące na świat,
jakby w jakąś niezmierną dalekość wpatrzone. W zimie siadywał za piecem i popłakiwał
cicho z zimna, a czasem i z głodu, gdy matula nie mieli co włożyć ani do pieca, ani
do garnka; latem chodził w koszulinie przepasanej krajką i w słomianym „kapalusie”,
spod którego obdartej kani spoglądał, zadzierając jak ptak głowę do góry. Matka, biedna
komornica, żyjąca z dnia na dzień niby jaskółka pod cudzą strzechą, może go tam i kochała
po swojemu, ale biła dość często i zwykle nazywała „odmieńcem”. W ósmym roku chodził
już jako potrzódka za bydłem lub, gdy w chałupie nie było co jeść, za bedłkami do boru.
Że go tam kiedy wilk nie zjadł, zmiłowanie Boże.
Był to chłopak nierozgarnięty bardzo i jak wiejskie dzieciaki przy rozmowie z ludźmi Artysta, Dziecko
palec do gęby wkładający. Nie obiecywali sobie nawet ludzie, że się wychowa, a jeszcze
mniej, żeby matka mogła doczekać się z niego pociechy, bo i do roboty był ladaco. Nie Muzyka
wiadomo, skąd się to takie ulęgło, ale na jedną rzecz był tylko łapczywy, to jest na granie.
Wszędzie też je słyszał, a jak tylko trochę podrósł, tak już o niczym innym nie myślał.
Pójdzie, bywało, do boru za bydłem albo z dwojakami na jagody, to się wróci bez jagód
i mówi szepleniąc:
— Matulu! Tak ci coś w boru „grlało”. Oj! Oj! ...
Info
Format plików: PDF, EPUB
Ilość stron: 9
Wielkość plików: 1,3 MB
Pobierz:
1) Pobierz pdf
Poleć tego news'a | |
Podziel się z innymi: | |
URL: | |
BBcode: | |
HTML: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?